Legionowo i okolice w powojennej prasie

Przeglądając powojenne gazety można zebrać garść ciekawych informacji o terenach obecnego powiatu legionowskiego, choć trzeba przyznać, że wymaga to cierpliwości. Legionowo i okolice nie były w centrum uwagi dziennikarskiej i tematy z nim związane pojawiały się rzadko. Spróbujmy się przyjrzeć, jak powojenna prasa „widziała” życie ziemi legionowskiej na przykładzie „Gazety Ludowej”.

W latach 1945–1947 istniał jeszcze względny, powojenny sojusz między Związkiem Sowieckim a Zachodem, obowiązywały międzynarodowe umowy o przeprowadzeniu wolnych wyborów w Polsce, działała polska legalna opozycja w postaci Polskiego Stronnictwa Ludowego. Funkcjonowała wreszcie niezależna opozycyjna prasa, między innymi „Gazeta Ludowa”. Ten PSL-owski dziennik był w latach 1945–1947 bardzo popularny, rozchodził się błyskawicznie, a jeden egzemplarz zmieniał wielokrotnie właściciela, przechodząc z rąk do rąk. Zajmowano się w nim całą Polską i „szerokim światem”, ale w morzu zagadnień poświęcono też kilka wzmianek ziemi legionowskiej.

  • Na pierwszy ślad udało się natrafić w artykule As lotnictwa balonowego kapitan Burzyński w Warszawie w numerze listopadowym z 1945 r. Nie występuje tu, co prawda, nazwa „Legionowo”, ale możemy chyba uznać, że jest to informacja jak najbardziej powiązana z naszym miastem. Mowa tu o krótkiej wzmiance w „Gazecie Ludowej” z 16 listopada 1945 r. o powrocie do Polski kapitana Zbigniewa Burzyńskiego, przed wojną legendarnego pilota balonowego z legionowskiego garnizonu. Redakcja dzieli się z czytelnikami „miłą nowiną” i przypomnieniem zasług pilota: „wielokrotny uczestnik w międzynarodowych zawodach balonowych oraz zdobywca pucharu Gordon-Benneta (…) Wybuch wojny uniemożliwił kpt. Burzyńskiemu wykonanie projektowanego na październik 1939 r., lotu do stratosfery celem pobicia międzynarodowego rekordu wysokości”. Przypomniano również we wzmiance tragiczne losy najbliższej rodziny Burzyńskiego: w czasie okupacji żona i jedyny syn zostali rozstrzelani przez Niemców.
  • 2 czerwca 1946 r. w Legionowie nastąpiła niecodzienna uroczystość, opisana w „Gazecie Ludowej” w reportażu: Minister Wycech w Legionowie na poświęceniu sztandaru gimnazjum. Jak relacjonuje gazeta, minister był „entuzjastycznie witany przez społeczeństwo dorosłe i młodzież Legionowa”. Minister przybył na poświęcenie sztandaru gimnazjum i liceum, których dyrektorem był p. Antoni Dąbrowski. Na sztandarze wyhaftowano Orła Białego symbolizującego wolność, Matkę Bożą wyobrażającą miłość chrześcijańską oraz nazwę szkoły imienia Marii Konopnickiej. Po poświęceniu nastąpiła defilada dzieci i młodzieży oraz „skromne przyjęcie z udziałem przedstawicieli społeczeństwa, na którego czele stoi wójt gminy p. Robert Krogulski”. „Gazeta Ludowa” w swej relacji z Legionowa akcentuje ofiarność Komitetu Rodzicielskiego z Wacławem Cybulskim w działaniach na rzecz uruchomienia szkoły średniej w Legionowie w 1945 r. Szkoła liczyła wówczas 300 uczennic i uczniów. Ofiarność ta była tym bardziej godna wyróżnienia, że zrujnowane w znacznym stopniu po działaniach wojennych Legionowo w tymże roku liczyło zaledwie 2500 mieszkańców.
  • 11 sierpnia 1946 roku „Gazeta Ludowa” przytacza informacje o mającej nastąpić ekshumacji zbiorowego grobu ofiar terroru niemieckiego w legionowskim Bukowcu. Mogiła została oznaczona przez nieznanego fundatora tabliczką z datą „29.10.1943 r.” i tekstem: „W tym Katyniu spoczywają Polacy pomordowani przez zbirów hitlerowskich”. Ofiary mordu prawdopodobnie przywieziono z więzienia na Pawiaku. Jednak dwa dni później w numerze z 13 sierpnia nastąpiło sprostowanie poprzednich informacji. Egzekucja miała się odbyć w pierwszych dniach sierpnia 1944 roku i była jedyną w tym czasie egzekucją poza terenem getta warszawskiego. Niemcy mieli wówczas przewieźć kilkadziesiąt osób do zagajnika na Bukowcu i tam rozstrzelać. Byli na Bukowcu świadkowie, którzy słyszeli salwy egzekucyjne, inni widzieli prowadzone parami na śmieć ofiary. 12 sierpnia – jak informuje „Gazeta Ludowa” – PCK przy współudziale Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce przystąpiło do zbadania zapomnianej mogiły. Po zdjęciu dwóch metrów warstwy piachu natrafiono na pierwszą warstwę zwłok. Gazeta podkreśla życzliwą postawę wójta gminy Jabłonna oraz mieszkańców Bukowca w pracach ekshumacyjnych. Łącznie, jak podaje gazeta, ekshumowano na Bukowcu 35 zwłok pochowanych następnie na cmentarzu w Jabłonnie.
  • 27 września 1946 roku „Gazeta Ludowa” rozpoczyna swój artykuł 1.000 dzieci chłopskich wyrwanych śmierci od opisu zniszczeń wojennych: „Od Legionowa w kierunku Zegrza widać ogromne zniszczenia. Minęło już wiele miesięcy od umilknięcia ostatniego działa. Patrząc, wydaje się jednak, że wojna trwa tu jeszcze. Domy w gruzach. Połamane, powycinane, popalone drzewa. Wyboje od wybuchów. Leży w nieładzie sprzęt. Ten szmat ziemi nazywano w języku wojny przyczółkiem mostowym nad Narwią. Sama Narew wije się koło Zegrza. W rzece leży most…” Ludzie koczują rodzinami w ziemiankach. Gazeta pochyla się jednak przede wszystkim nad losem dzieci, nad którymi opiekę roztacza Chłopskie Towarzystwo Przyjaciół Dzieci. W Zegrzu Towarzystwo wyremontowało dom, w którym mieści się dzieciniec, zabrano się także energicznie za dożywianie maluchów oraz organizację pierwszych klas nauki szkolnej.
    Więcej uwagi w tym numerze gazeta poświęca wsi Nieporęt: „Ongiś wieś kwitnąca kulturą i gospodarstwami, dziś kompletna ruina. Ocalał tylko jeden dom Wróbla”. Budynek szkoły jest częściowo odbudowany: „Stary nauczyciel p. Jankowski bierze się do dzieła z dziećmi. Jest ich przecież 204. Sam uczy je na trzy zmiany. W wielkim gmachu szkolnym nie ma mebli. Zdołano już ustawić 9 ławek ale pożyczonych…” Nie to jest jednak głównym tematem artykułu, bowiem w nieporęckiej szkole znalazła siedzibę Misja Angielska, której szefową była pani Mosa Anderson (fot.) Angielka jest już dobrze znana okolicznym chłopskim rodzinom; odwiedza każdą dziurę, ziemiankę, bunkier, gdzie mieszkają ludzie, a zwłaszcza gdzie są dzieci. Misja pod jej kierownictwem dożywia dzieci z Zegrza, Nieporętu, Wieliszewa, Skrzeszewa, Izabelina, Stanisławowa. Daje także leki i ubrania. Chłopskie rodziny a zwłaszcza matki nie znajdują dla pani Anderson słów uznania – pisano w „Gazecie Ludowej”. Pomocą zostało objętych około 1000 dzieci w wieku 3–15 lat. Angielka, jak pisano, „jest bardzo zadowolona ze swej pracy. Rozumie już po polsku i ma nadzieję, że wkrótce będzie już dobrze mogła mówić naszym językiem. Podobają się jej umorusane biedne chłopskie dzieci i cieszy się, że jest – jak sama mówi – w środku życia…”
    I to na razie wszystkie ciekawostki z powojennej prasy na temat powiatu legionowskiego. Swoją drogą, może warto na poważnie pomyśleć, aby upamiętnić wybrane ulice wyżej wymienionych wsi imieniem szlachetnej Angielki?